Strona:PL Zola - Rzym.djvu/1075

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

stanu dziczyzny, bo tylko zwierzęta w lasach żyją bez zwierzchniej nad sobą władzy.
Zatrzymał się w pośrodku pokoju i uniósł raramiona ku niebu w porywie gniewu świętego.
— Ach ten człowiek, ten człowiek, on przez pychę, przez próżność i chęć poklasków w gruzy obróci władzę Kościoła! Ten człowiek bezustannie wszystko psuje, obniża, wywołuje rozluźnienie i rozkład, a to dla tem samowolniejszego panowania nad światem, którego podbój w ten sposób zamierza uskutecznić. Boże wszechmocny, dlaczegóż go dotychczas nie odwołałeś do siebie?...
W szczerości przywoływania śmierci brzmiała nietyle osobista nienawiść co pragnienie zbawienia Kościoła i Boga, którego sprawy ziemskie były zagrożone. Teraz dopiero Piotr miał potwierdzenie swoich przypuszczeń; tak, kardynał Boccanera w imię dobra Kościoła nienawidził Leona XIII i od wielu lat, z głębi swego pałacu wyczekiwał z niecierpliwością chwili, gdy jako kamerling powołanym zostanie do Watykanu dla oficyalnego stwierdzenia śmierci papieża. Jakże pilno mu być musiało uzbroić się w młotek srebrny i wymierzyć trzykrotne symboliczne uderzenia w czaszkę Leona XIII, leżącego bez życia na śmiertelnem łożu otoczonem rodziną pontyfikalną. Ach, uderzyć wreszcie w ten mur, broniący mózgu, by się upewnić, że już się nie odezwie, że noc już i wieczne milczenie tylko w nim panuje!