Strona:PL Zola - Rzym.djvu/1007

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Zadowolenie papieża było widoczne i odmalowało się na całej jego postaci, której wyraz stał się uprzejmiejszy, nierozumiejąc jeszcze, mylił się, przypuszczając inne, od rzeczywistych, powody poddania się Piotra i doznawał uczucia dumy, że z taką łatwością pokonał tego młodego księdza francuzkiego, o którym mu mówiono jako o zagorzałym burzycielu i rewolucyoniście. To nawrócenie się tak szybkie niezmiernie podchlebiło jego miłości własnej.
— Spodziewałem się tego po tobie, mój synu, bo obdarzony jesteś niepospolitym rozumem. A przyznać się do winy, uznać ją, żałować za nią i poddać się, wszak są to najwyższe rozkosze człowieka....
Wziąwszy do ręki szklankę stojącą na stole, papież zamięszał raz jeszcze resztę pozostałego soku i zwolna wychylił aż do dna. Znikł teraz majestat oblicza z jakim przemawiał, gromiąc Piotra i był w tej chwili podobny do pierwszego lepszego bardzo starego człowieka, pijącego szklankę wody z cukrem przed pójściem do łóżka. Twarz jego była brzydka, pospolita, co czyniło ją niesłychanie trudną do oddania przez artystów silących się na obstalunek, by portret na fotografii, lub na płótnie, w marmurze, lub w medalionie był podobny a zarazem okazały, Leon XIII bowiem pragnął swemi wizerunkami przemawiać do potomności we wspaniałej postaci wielkiego papieża. Podczas rozmowy Piotr go nie widział