Strona:PL Zola - Rozkosze życia.djvu/89

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

tem zmartwili. Pozostali z trzema tysiącami franków dochodu, to co z tej kląski uratować mogli, około dwunastu tysięcy franków umieszczone natychmiast w rentach, dokompletowało ich dochód do trzynastu franków miesięcznie. To też zaraz w drugiej połowie pierwszego miesiąca po upadłości, — pani Chanteau musiała wziąć pięćdziesiąt franków z pieniędzy siostrzenicy, gdyż rzeźnik z Verchemont przysłał z rachunkiem, którego odłożyć nie było można. Potem wzięto sto franków na kupienie maszyny do prania, a wreszcie przyszło do dziesięciofrankówek na kartofle i jeszcze drobniejszych sum na ryby i mięso. Do szło do tego, że matka utrzymywała Lazara i fabrykę drobnemi sumkami, których wstydzić się musiała, a nawet spadła jeszcze niżej, do pożyczek centymowych na potrzeby gospodarstwa. Ku końcowi miesiąca szczególniej widywano ją często niknącą dyskretnie i wracającą prawie natychmiast z ręką w kieszeni, z której po chwilowem wahaniu dla zapłacenia jakiegoś małego rachunku, wydobywała sztuki drobnej monety. Tak weszło to w zwyczaj i żyło się z szufladki biurka w wirze potrzeb bez rachuby. A jednak w konieczności, która ją przyprowadzała ciągle do tego biurka, mebel ów, gdy spuszczała klapę wydawał lekki skrzyp, który ją denerwował.
— Stare gracisko — wołała w złości — że też nigdy nie mogłam dojść do tego, żeby sobie kupić porządne biurko.
Mebel, który napełniony pieniędzmi, zdawał się z początku nadawać całemu domowi pozór bogactwa i wesołości, dziś był znienawidzony i przeklinany jako skrzynia zatruta wszystkich klęsk i plag, przez wszystkie szpary nieszczęście tylko sącząca.
Pewnego wieczoru Paulinka przybiegła z podwórza, wołając:
— Piekarz przyjechał, należy mu się za trzy dni dwa franki osiemdziesiąt pięć...
Pani Chanteau zaczęła szukać w kieszeni.
— Muszę iść na górę — szepnęła.
— Może, ciociu, ja pójdę — zapytała nierozważnie Paulinka — poco masz się trudzić, powiedz mi gdzie są pieniądze?...