popielniczkami, pudelkami do tytoniu, na którym trudno było odnaleźć tyle miejsca wolnego co na dłoni.
Paulinka, wpuszczona w ten nieporządek, była zachwycona. Przez miesiąc cały robiła w tym pokoju coraz to nowe odkrycia, każdy dzień przynosił coś nowego; to Robinson z rycinami, odnaleziony w bibljotece, to poliszynel bez nogi, wyszukany w szafce. Od samego rana jak tylko wstała, wbiegała do pokoju swego kuzyna, zasiadała tam, po śniadaniu powracała znowu, jednem słowem tam żyła. Lazar, od pierwszego dnia, przyjął ją jak chłopca, jak braciszka młodszego o lat dziesięć, ale tak wesołego, tak zgodnego, tak inteligentnie wesołemi swemi oczyma patrzącego, że nie ambarasował się przy nim. Kładł siej na krześle, palii fajką, czytał z nogami zadartemi do góry; pisał długie listy, w których koperty wsuwał kwiaty zwiędle; czasem tylko kolega bywał strasznie ruchliwy, nagle wskakiwała na stół, albo jednym susem przeskakiwała przez rozdarty parawan. Pewnego ranka, gdy nie słysząc jej, obejrzał się, dostrzegł ją z maską na twarzy i floretem w ręku, salutującą powietrze. A jeżeli czasem wołał na nią żeby siedziała spokojnie, jeżeli jej groził, że ją za drzwi wyrzuci, to jednak zawsze kończyło się zabawą we dwoje i skokami koźlemi po pokoju doprowadzonym do szczytu nieporządku. Ona mu się rzucała na szyją, on ją wprawiał w ruch rotacyjny jak bąka; sam stawał się dzieckiem dla niej i oboje śmieli się do rozpuku śmiechem dziecięcym.
Dalej fortepian ich zajmował; instrument nosił datą r. 1810, był to stary klawikord erardowski, na którym niegdyś panna Eugenia la Viniere, przez lat piętnaście dawała lekcje muzyki. W pudle machoniowem, z którego zeszła już politura, struny wydawały tony głuche, jak z odległości dochodzące, przytłumione i łagodne. Lazar, który na matce nie mógł wymódz nowego fortepianu, tłukł w ten instrument z całych sił, nie mogąc wydobyć z niego tej siły głosu, jakiej jego wyobraźnia wymagała, przywykł już wzmacniać do żądanego efektu otrzymane tony własnym głosem. Namiętność jego do muzyki doprowadziła wkrótce do nadużywania uprzejmości Paulinki. Miał nareszcie słuchacza i przed nim całemi dniami roz-
Strona:PL Zola - Rozkosze życia.djvu/47
Wygląd
Ta strona została przepisana.