Strona:PL Zola - Rozkosze życia.djvu/337

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Stał się on przedmiotem ogólnej litości. Powoli podagra chroniczna nagromadziła w stawach wapień, nabrzmienia ogromne się potworzyły, przecinając skórę białawemi naroślami. Nogi, których nie widziano, zagłębione w ogromne buty wełniane, wydawały się, jakby łapy jakiegoś ptaka przedpotowego. Ale ręce grozę swej nieforemności okazywały wszystkim, przy każdym stawie błyszczał duży czerwony guz, palce rozszerzone nabrzmieniami temi, które je od siebie odrzucały u obydwu rąk, a szczególniej u lewej, która wyglądała jakby wywróconą i którą jedna narośl przy pięści wielkości kurzego jaja, czyniła wstrętną. Przy łokciu, z tej samej strony, jeszcze większy zbiór tych materji doprowadził do wrzodu. Była to już teraz ankylosa zupełna, ani nogi, ani ręce służyć już nie mogły, kilka stawów, które jeszcze w połowie działały, trzeszczały przy każdem poruszeniu, jak gdyby kto wstrząsał workiem gałek kościanych. W przeciągu długiego czasu ciało jego całe nagięło się do podstawy, w jakiej ciągle zostawał, aby łatwiej znosić cierpienie, pochylony naprzód z silnem pochyleniem w prawą stronę, tak dalece, że ułożył się zupełnie do fotelu i że zostawał tak wykręcony i złożony na dwoje, gdy go kładziono na łóżku. Ból nie opuszczał go wcale, nabrzmienia ukazywały się za każdą zmianą atmosfery, za naparstkiem wina wypitym, za każdym kawałkiem mięsa zjedzonym ponad przepisaną dozę pokarmu.
— A może-byś wypił szklankę mleka — zapytała go Paulinka — toby cię orzeźwiło trochę?
— A taki co mi tam gadasz!? — mleka! — odparł pomiędzy dwoma jękami. Także świetny wynalazek to wasze mleko i mleczna kuracja! Mnie się zdaje, że mnie właśnie mlekiem dobili... Nie, nie, lepiej już nic, to mi najlepiej pomaga.
Prosił ją jednak, aby przesunęła mu nogę lewą, której sam poruszyć nie mógł.
— Szelma pali mnie dziś!... Połóż ją trochę dalej, posuń trochę! Tak, dobrze, dziękuję... Jaki piękny dzień! Ach Boże, mój Boże!
Z oczyma wlepionemi w horyzont, jęczał dalej, sam nie wiedząc o tem. Jęk jego był teraz niejako oddechem