Strona:PL Zola - Rozkosze życia.djvu/245

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

przygotowanem dla Maćka i której światło przeszkadzało spać.
— Może chcesz pić poczciwe stare psisko? — powtarzał Lazar.
Znalazł jakąś ścierkę, maczał ją w misce z wodą i wyżymał na pysk konającego zwierzęcia. Zdawało się, że mu to ulgę sprawiało, nos jego zeschły od gorączki ochładzał się nieco. Tak przeszło pół godziny. Lazar ciągle odświerzał wodę w ścierce, a oczyma pochłaniał ten okrutny i bolesny widok, który mu pierś przepełniał smutkiem bezgranicznym. Jak przy łożu chorego szalone porywały go myśli, rozpacze, to znów nadzieje niemożliwych cudów! a może tem prostem myciem pyska przywołać go zdoła do życia.
— Co ci to!? Cóż znowu! — nagle zawołał. Chcesz stanąć na twoich biednych bezsilnych łapach.
Dreszczem jakimś wstrząsany Maciek, w istocie robił wysiłek celem podniesienia się. Wyciągał niesprężyste już członki, a silne tchnienia, coś jakby czkawka, z wnętrzności jego się wydostające, szyję i głowę mu podnosiły. Ale był to już koniec. Ledwie wstał Maciek, padł na nogi pana swego, nie spuszczając go jednak z oka i z pod zapadających powiek, chcąc go widzieć jeszcze. Wzruszony do głębi tym wzrokiem rozumnym zamierającego, Lazar przytulił go do siebie i to wielkie, długie i ciężkie dało, jakby ludzkie, konało po ludzku prawie, w objęciach i na rękach zrozpaczonego pana.
Trwało to kilka minut Potem Lazar dojrzał łzy, łzy prawdziwe, wielkie łzy sączące się z tych zamglonych oczu, podczas gdy język wywieszał się z pyska wykrzywionego konwulsyjnie ostatnią pieszczotą. Pies płakał i lizał go po ręku!
— Poczciwe moje, biedne, drogie psisko! — wołał sam, głośnym wybuchając łkaniem.
Maciek już nie żył. Trochę piany z krwią zmięszanej sączyło się z jego pyska. Gdy go położono na ziemi, zdawało się jakby spał.
W tej chwili zdawało się Lazarowi raz jeszcze jakby się wszystko skończyło. Pies jego zdechł — i boleść jego była nadmierna, rozpacz, w której życie jego całe tonę-