Strona:PL Zola - Rozkosze życia.djvu/238

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Dziewczyna nie dała sobie tego powtarzać dwa razy. Jednym susem wyskoczyła z kuchni i, tocząc się na krótkich swych nóżkach, z całą możliwą szybkością przebiegła podwórze. Ale w tejże chwili służąca wykrzyknęła:
— Święty Boże!... a kubek panienki, co stał na kredensie!... Ukradła srebrny kubek panienki i ucieka!...
Mówiąc to, wybiegła w pogoń za małą złodziejką. W dwie minuty później wróciła, prowadząc ją za rękę ze straszną miną prawdziwego żandarma. Z największemi trudnościami obrewidowano dziewczynę, gdyż broniła się, gryzła, drapała i krzyczała jakby ją ze skóry obdzierano! Kubka nie znalezione w kieszeniach, ale znalazł się w łachmanie, który jej za koszulę służył. Gdy go nareszcie wydobyto, przestała płakać i z całą efronterją poczęła utrzymywać, że nie wie skąd się tam wziął, że musiał spaść sam jakimś sposobem wtedy, kiedy siedziała na ziemi pod kredensem.
— Ksiądz proboszcz dobrze mówił, że ona państwa okradnie — wołała Weronika. — Jabym tam zaraz posłała po policję, gdybym była na panny miejscu!
Lazar rozgniewany mówił też, że ją do więzienia wsadzi, a irytowała go jeszcze bardziej pewna i wyzywająca mina małej złodziejki, która wyglądała jak żmija, której na ogon nastąpiono. Dłoń go świerzbiała, chciał ją uderzyć.
— Oddaj co ci dano! — krzyknął — gdzie jest pieniądz, któryś dostała!?
Już mała niosła małą srebrną monetę do ust, z zamiarem połknięcia, jej, gdy Paulinka uwolniła ją, mówiąc:
— Zatrzymaj sobie coś dostała... ale powiedz w domu, że to już ostatnia odemnie jałmużna!... Odtąd sama będę zachodziła do waszego domu dla dowiedzenia się, czego rodzicom twoim najwięcej braki... Teraz idź precz!
Po chwili, słychać już tylko było plusk wody w kałużach, przez które bosemi nogami przebiegała dziewczyna — potem zapanowała cisza. Weronika zgniewana popychała ławkę, szczotką i gąbką, ścierając duże strugi wody, która ściekła z łachmanów tych nędznych malców. Narzekała na brud i błoto, jakie jej ta banda łotrów, do kuchni naniosła, gniewała się i krzyczała, aż nareszcie po-