Strona:PL Zola - Rozkosze życia.djvu/229

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

wowego u pesymisty i pozytywisty, który głośno twierdził, że wierzy tylko w fakta i w doświadczenie. W tych praktykach stawał się nieznośnym.
— Czego tak drepczesz? — wołała Paulinka. — Trzy razy już wracasz do tej szafy i dotykasz klucza, nie bój się nie ucieknie.
Wieczorem nie mógł wyjść z sali jadalnej, ustawiał krzesła w jakimś porządku oznaczonym, przymykał drzwi pewną liczbę razy, potem wracał jeszcze i kładł ręce, lewą naprzód, później prawą, na arcydziele dziadka. Ona tymczasem czekała na niego u stóp schodów i z początku śmiała się z niego.
— Co za manjak będzie z ciebie jak będziesz miał ośmdziesiąt lat! — mówiła. — Powiedz sam, co ci te sprzęty winne, że je tak niepokoisz?
W końcu jednak przestała żartować, zaniepokojona tą chorobą. Pewnego ranka podpatrzyła go, jak całował siedm razy drzewo łóżka, na którem umarła jego matka. Przeraziło ją to, odgadywała bowiem tortury, jakiemi zatruwał swoją egzystencję. Gdy czytając dziennik, znajdywał w nim jakąś przyszłą datę w XX wieku, bladł jak ściana. Ona spoglądała na niego z politowaniem, a czując ten wzrok, on odwracał głowę. Czuł, że jest zrozumianym i biegł ukryć się w swoim pokoju z wstydliwością młodej panienki, podpatrzonej w zbyt wielkim negliżu. Ileż to razy sam się tchórzem nazywał, ileż razy przysięgał sobie, że walczyć będzie przeciw tej chorobie. Perswadował sobie, sam z sobą o śmierci rozmawiał, potem jakby jej na złość, zamiast czuwać w fotelu, kładł się odrazu do łóżka; niech przyjdzie, mówił, czekam jej jak zbawienia. Ale natychmiast silniejsze bicie serca unosiło jego przysięgi, zimny dreszcz przejmował go i załamywał ręce, wołając jak zwykle: „Boże mój! Boże!“ Były to ciągłe i straszne recydywy, które go wstydem i rozpaczą przejmowały. Wtedy czułe współczucie kuzynki jeszcze go bardziej roztrajało. Dni stawały się tak ciężkie i trudne, że od poranku już dzień wydawał mu się nieskończenie długim.
W ten rozpadaniu się jego istoty moralnej, stracił najprzód wesołość i humor, obecnie siły go opuszczały.