Strona:PL Zola - Rozkosze życia.djvu/195

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

każdy powinien pełnić swój obowiązek, nieprawdaż... Tak oto doktór, który w Boga nie wierzy...
Od paru chwil doktór wpatrzył się w nogą stołu, cały pochłonięty w wątpliwościach, w które zapadał gdy mu się natura wymykała... Usłyszał jednak i ostro przerwał księdzu Horteur.
— Kto proboszczowi powiedział, że ja w Boga nie wierzą! Bóg jest możliwy... nie ma nieprawdopodobieństwa!... Tyle się widzi rzeczy dziwnych, niepojętych!... Kto wie... może?...
Wstrząsnął głową jakby się budził.
— Wie ksiądz co! — mówił dalej — pójdźmy razem odwiedzić poczciwego starego Chanteau... Niezadługo będzie on biedak miał ciężką chwile do przebycia!
— Jeżeli go to rozerwać może — rzekł przyjaźnie proboszcz — zagram z nim parą partji w warcaby.
Obaj przeszli do pokoju jadalnego, a tymczasem Paulinka pośpiesznie pobiegła do chorej. Lazar pozostawszy sam, powstał też, zawahał się, postąpił ku schodom, jakby chciał iść na górę, potem stanął pode drzwiami sali jadalnej, chcąc usłyszeć głos ojca i nie mając odwagi wejść, wreszcie wrócił i oparł sieę o to samo wyplatane krzesło, w rozpaczliwej swej bezczynności!
Doktór i ksiądz zastali pana Chanteau zajętego popychaniem po stole kulki z papieru, zrobionej z jakiegoś prospektu znalezionego w dzienniku. Minuszka, leżąc przy nim, goniła za kulką ową lśniącemi swemi zielonemi oczyma. Gardziła ona tą zbyt prostą zabawką i skurczywszy łapki pod brzuch, nie uważała za potrzebne wysunąć pazurków. Kulka zatrzymała się przez jej nosem.
— A! to wy — rzekł Chanteau. — Poczciwi jesteście, kochani panowie!... ja się tu sam niebardzo bawię. No i cóż doktorze: jej tam pewno lepiej? O! ja się tam nie niepokoję, ona najmocniejsza z całego domu, ona nas wszystkich pochowa.
Doktorowi zdawało się, że nadeszła właśnie dobra chwila do objaśnienia go i przygotowania.
— No tak, stan jej nie zdaje mi się bardzo groźnym. Jednakże, znajduje ją wielce osłabioną.
— Ależ, mój doktorze — wykrzyknął Chanteau — ty