Strona:PL Zola - Rozkosze życia.djvu/172

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

spowiadać się, prosić o przebaczenie, ale łzy głos mu zatamowały, rzucił się gwałtownie na schody, nie mogąc wymówić ani słowa. Ona z oczyma suchemi, z powagą na twarzy weszła do pokoju wuja.
Na poprzek łóżka leżąc, Chanteau wyciągał ręce, a głowę na poduszki miał wywróconą. Nie śmiał się już ruszyć, może nawet nie spostrzegł nieobecności siostrzenicy, leżał bowiem z zaciśniętemi powiekami i otwartemi ustami, z których ciągły krzyk wychodził. Żaden hałas z domu nie dochodził do niego, jedyną jego myślą było krzyczeć i jęczeć dopóki tchu stanie. W końcu krzyk ten rozpaczliwy i dla Minuszki stał się nieznośnym. Dzieci jej czworo wyrzucono właśnie tego ranka, a ona niepomna mruczała, siedząc poważnie na fotelu.
Gdy Paulinka zajęła swoje miejsce przy łóżku, wuj krzyczał tak strasznie, że kotka wstała, strzygąc niespokojnie uszami. Wpatrzyła się w niego z oburzeniem osoby rozsądnej, której mącą spokój. Jeżeli mruczeć już spokojnie nie można, to życie staje się niemożliwe! I zadarłszy ogon do góry, wyniosła się z pokoju.

V.

Gdy Pani Chanteau powróciła wieczorem na kilka minut przed obiadem, nie było już mowy o Ludwice. Weronika zawołana, jakby nigdy nic, zdjęła jej trzewiki. Lewa noga ją bolała.
— Nie dziwota — mruczała służąca — toć przecie spuchnięta.
W istocie, szwy bucików odznaczyły się czerwono na nabrzmiałem i białem ciele. Lazar, który wszedł właśnie obejrzał nogę.
— Musiałaś za dużo chodzić, matko — rzekł.
Odpowiedziała że nie, że zaledwie przeszła przez Arromanches piechotą, zresztą mówiła, tego dnia chodzićby nie mogła wiele, gdyż duszenia, na jakie cierpiała od kil-