Strona:PL Zola - Rozkosze życia.djvu/163

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

uczciwości odtrącało mu ramiona, gdy bawiąc się chwytał ją namiętnie, i gdy krew wrząca do głowy mu uderzała. W tych niby zabawach nie wstrzymywał go nigdy obraz Paulinki. Ona nie wiedziałaby nigdy nic, wszakże mąż nieraz zdradza żonę dla jakiejś służącej. W nocy snuły mu się po głowie dziwne historje, że oddalono Weronikę, która już stała się nieznośną i że służącą została Ludwika, którą znajdował w kuchni, boso, do usług gotową. Jakże życie ile się składa! Toteż od rana do wieczora w okrutnych wybuchach rozwijał swój pesymizm przeciw kobietom i miłości Wszystko złe pochodziło od kobiet głupich, lekkich, uwieczniających ból przez wzbudzanie ciągłego pragnienia, a miłość była oszukaństwem, egoizmen, mającym na celu przyszłe generacje, które żyć nie pragnęły, Cały Schoppenhauer w tych się wyskokach przejawiał z brutalnościami swojemi, które rumieniejącą się panienkę bawiły bardzo i powoli przywiązywał się do niej coraz więcej, prawdziwa namiętność wyradzała się z tych szalonych wzgard, rzucał się w tą nową miłość ze zwykłym sobie zapałem, ciągłe szukając szczęścia, które go zawodziło.
Ze strony Ludwiki były to przez długi czas naturalne manewry kokieterji. Lubiła, żeby się o nią troszczono, lubiła pochlebstwa do ucha szeptane, zachwycały ją uściski rąk uprzejmych myżczyzn; brakowało jej czegoś gdy się nią zajmować przestano. Dziewicze jej zmysły drzemały, trzymała się w granicach zalotnych rozmów i żartów dozwolonych przy każdej bliższej znajomości. Gdy Lazar zaniedbywał ją na chwilę dla napisania listu lub gdy go napadała melancholja, co dość częstem u niego, nawet bez przyczyny bywało, czuła się w jednej chwili tak nie szczęśliwą, że zaczynała go drażnić, wyzywać, przekładając niebezpieczeństwo nad zapomnienie. Potem jednak przejęła ą obawa, gdy razu jednego gorący oddech młodzieńca we włosach poczuła. Długie lata pobytu na pensji nauczyły ją dosyć, aby wiedziała co jej grozi i od tej chwili żyła w oczekiwaniu zarazem rozkosznem i bojaźliwem możliwego nieszczęścia; nie dlatego, żeby go chociaż cokolwiek pragnęła, ani też dlatego, żeby je sobie wyraźnie w umyśle uprzytomniła, gdyż spodziewała się, że