Strona:PL Zola - Rozkosze życia.djvu/140

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

przy niej bezsilny, nic poradzić nie mogący. Już zdawało mu się, że nadeszła chwila ostatniego pożegnania, scena cała w ciemnościach pokoju stawała mu przed oczyma we wszystkich swoich strasznych szczegółach. Wszystko skończone. Chwycił poduszką konwulsyjnym ruchem i wtłoczył w nią głową dla zagłuszenia jęków i łkania.
Jednakże noc minęła bez katastrofy. Dwa dni jeszcze ubiegły, ale teraz między niemi istniała nowa spójnia — śmierć ciągle obecna. Nie wspominała już więcej o niebezpieczeństwie, zdobywała się na uśmiech czasami, on też nauczył się udawać spokój zupełny, nadzieją zobaczenia ją zdrową niezadługo, a jednak wszystko w niej, tak jak w nim, żegnało się wzajem ciągle w pieszczocie dłuższego niż dotąd spojrzenia i uścisku ręki. Szczególniej w nocy, gdy czuwał przy niej, zdawało sią, jakby myśli ich rozumiały sią, groza wiecznego rozłączenia nawet ciszą czulszą czyniła. Noc nie mogła dorównać tej okrutnej rozkoszy, nigdy ich dwa jestestwa nie były z sobą tak ściśle złączone.
Lazar pewnego ranka o wschodzie słońca zdziwił sią, że myśl o śmierci tak spokojnym go zastaje. Zaczął przypominać sobie daty: od dnia, w którym Paulinka zachorowała, ani razu nie czuł tego strasznego, zimnego dreszczu, który go od stóp do głów przebiegał dawniej na myśl o nieistnieniu. Jeżeli drżał o jej życie, to była zupełnie inna obawa, w której skład nie wchodziło nic z trwogi o swoje istnienie. Serce mu krwią się broczyło, ale zdawało sią, że ta walka staczana ze śmiercią, równała go z nią i pozwalała z odwagą patrzeć jej w oczy. A może tylko zmęczenie i oszołomienie usypia tą jego wieczną trwogą. Zamknął oczy, aby nie widzieć zwiększającej się kuli słońca, chcąc odnaleść swoje dawne dreszcze, pobudzając się do strachu, powtarzając sobie, że i on umrze kiedyś. Ale nic się w nim nie odezwało. Zdawało mu się to obojątnem, wszystko straciło dziwnie jakoś swoje znaczenie i ważność. Pesymizm nawet jego upadał przy łożu boleści; zamiast pogrążać go jeszcze bardziej w nienawiści do świata, oburzenie przeciwko cierpieniu było tylko gorącem pragnieniem zdrowia, szaloną miłością życia. Nie mówił już o wysadzeniu w powietrze ziemi,