nistycznych. W jego oczach komuna była poprostu ziszczeniem wróżb złotego wieku, zadatkien powszechnego szczęścia; równocześnie zaś wierzył z jeszcze większym uporem, że gdzieś, w Saint Germain czy też w Wersalu, znajduje się w tej chwili król, gotów zaprowadzić we Francyi inkwizycyę i wskrzesić wszystkie bezprawia władców, jeśliby się go tylko wpuściło w bramy Paryża. I tenże sam Damour, który u siebie w domu nie potrafiłby zabić muchy, na stanowisku uśmiercał żandarmów bez skrupułu. Ile razy powrócił zmordowany, czarny od prochu, zlany potem, przepędzał całe godziny u łóżeczka małej Ludwisi, wsłuchując się w jej oddech. Felicya, przekonawszy się, że próby zatrzymania go w domu do niczego nie doprowadzą, z spokojem kobiety roztropnej poczęła wyczekiwać końca strasznego przewrotu.
Pomimo to dnia pewnego nie potrafiła się wstrzymać od uwagi, że ten hultaj Berru, chociaż tak dużo wykrzykiwał, nie głupi był jednak narażać się teraz na kule karabinowe. Miał tyle sprytu, że się postarał o niezgorsze miejsce w intendanturze, co swoją drogą nie przeszkadzało mu wcale, gdy przyszedł, cały lśniący od galonów i piór, do Damourów, rozdmuchiwać pożar w zapalnej głowie Jakóba hałaśliwemi dyskursami, w których była mowa o rozstrzelaniu ministrów, Izby, całej budy, w niedalekim dniu szturmu i wzięcia Wersalu.
— Dlaczego on sam nie pójdzie, zamiast innych namawiać? — mówiła potem Felicya.
Strona:PL Zola - Radykał.djvu/16
Wygląd
Ta strona została uwierzytelniona.