Strona:PL Zola - Prawda. T. 2.djvu/73

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Dosyć o tem — rzekła nakoniec pani Doloir ze stanowczością kobiety prostej a ostrożnej. — Przepraszam pana, ale nie życzę sobie, aby pan mówił u nas o tej sprawie. Pan może robić, jak chce, nie mam nic do powiedzenia. Ale my, prości ludzie, najlepiej zrobimy, nie wtrącając się do tego, co do nas nie należy.
— A jednak, proszę pani, gdyby tak pani syna wtrącono niewinnie do więzienia? My właśnie dlatego walczymy, aby nigdy podobna niesprawiedliwość zdarzyć się nie mogła.
— Zapewne, panie Froment. Tylko, że żadnego z moich synów nigdy to nie spotka, bo ja staram się być w zgodzie ze wszystkimi, nawet z księżmi. Bo, widzi pan, księża są bardzo mądrzy. Wolę nie zadzierać z nimi!
Doloir uważał za stosowne przemówić w duchu patryotycznym.
— E, co mi tam księża! Ojczyznę należy bronić, a rząd właśnie poniża ją wobec Anglików.
— Zrób mi przyjemność, mój kochany i nie odzywaj się. Najlepiej zostawić w spokoju i rząd i księży. Starajmy się zawsze na chleb zarobić, to już wiele zrobimy.
Doloir stulił uszy, choć zawsze udawał przed towarzyszami, niewiedzieć zkąd, socyalistę. August i Karol, jakkolwiek z pokolenia więcej wykształconego, przyznawali słuszność matce, gdyż poło-