Strona:PL Zola - Prawda. T. 2.djvu/346

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

zapewne ani grosza po nad szczupłą miesięczną pensyę, do której się zobowiązali. A że nasz zuch ma ogromne apetyty, stara się więc ich od czasu do czasu przerażać, aby wyciągnąć większą sumę. Wiem, że zrobili wszystko, aby się go pozbyć z okolicy; dwa razy już oddalili go, napełniwszy mu kieszenie; za każdym jednak razem, skoro kieszenie się wypróżniły, powracał. Nie śmieją do tej historyi mieszać policyę, inaczej żandarmi oddawna uwolniliby ich od natręta. Oto jakim sposobem, doznawszy znowu stanowczej odmowy, umyślił sobie napędzić im strachu, grożąc, że mnie wszystko opowie. Ponieważ zaś i to nie pomogło, przyszedł, opowiedział mi trochę prawdy, pomieszanej z wielu kłamstwami w nadziei, że rozgłoszę rozmowę a tamci przestaszeni dadzą mu pieniędzy, aby go powstrzymać od powiedzenia reszty.
Logiczne to tłomaczenie uspokoiło Genowefę, która rzekła:
— Reszty, prawdy całkowitej, nagiej nie wyzna nigdy.
— Kto wie? — odparł Marek. — Ogromnie potrzebuje pieniędzy, ale i nienawiść ogromną ma w sercu. Przytem jest odważny, a życie oddałby, aby się zemścić na dawnych wspólnikach, co się go tak podle wyrzekli. Przedewszystkiem zaś, pomimo swych zbrodni, rzeczywiście wierzy w Boga