Strona:PL Zola - Prawda. T. 2.djvu/33

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

zdolne zatrzeć skutków bezbożnego małżeństwa? Strzeż się, bo jesteś w stanie grzechu, mimo pozornej rezygnacyi... Dlaczego mówisz bez mego pozwolenia?!
Drżąca jeszcze uczuciem i litością pani Bertheraeau starała się opierać.
— Powiedziałam, bo nakoniec serce mi się krwawi i oburza. Nie mamy prawa ukrywać adresu przed Markiem... O, to straszne co się tu dzieje!
— Milcz! — zawołała z wściekłością babka.
— Powtarzam, że to okropne rozłączyć żonę z mężem, a teraz zabierać im dziecko. Gdyby żył mój biedny nieboszczyk, który mię tak kochał, nie pozwoliłby na to morderstwo miłości.
— Milcz! milcz!
Sucha, siedemdziesięcioletnia kobieta krzyknęła z taką wyniosłością, siłą i nakazem, że córka jej, mimo siwych włosów, zlękła się i zamilkła, chyląc głowę nad robotą. Drżała tylko całem ciałem, a ciche łzy zwolna spływały po zniszczonych dawnym tajemnym płaczu policzkach.
Marek stał, zaskoczony nagłym wybuchem tego bolesnego wewnętrznego dramatu, którego istnienie podejrzewał zaledwie. Poczuł bezgraniczną sympatyę do tej smutnej wdowy, ogłupionej, zduszonej macierzyńskim despotyzmem, wywieranym w imię Boga zazdrości i pomsty. Przeba-