Strona:PL Zola - Prawda. T. 2.djvu/315

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

szczędzącą dzieciom szturchańców i rózgi. Innym znów razem wypoliczkował Kasię za to, że śmiała się w czasie mszy, gdy ksiądz ucierał nos przy ołtarzu. Ostatniej niedzieli nakoniec, widząc, że cała okolica stanowczo wymyka się z pod jego władzy, do tego stopnia się zapomniał, że kopnął merową, panię Martineau, wyobraziwszy sobie, że umyślnie nie dość szybko usunęła mu się z drogi. Przebrało to miarę cierpliwości: Martineau wystosował skargę i powołał przed sąd karny proboszcza, który od tego czasu otwarcie walczył, wściekle się miotając wśród kupy procesów.
Na ukoronowanie swego dzieła Marek żywił zamiar, który nareszcie mógł wprowadzić w wykonanie. W skutek nowych praw zakonnice Dobrego Pasterza, które w pracowni bielizny tak okrutnie wyzyskiwały dwieście robotnic, mrących z przepracowania i głodu, zmuszone były do opuszczenia Jouville, co było wielką ulgą dla okolicy, pozbywającej się w ten sposób bolesnej rany i hańby. Marek skłonił radę miejską, aby nabyła obszerne budynki, sprzedawane z licytacyi. Zamiarem jego było obrócić te wielkie procownie na Dom gminny, w którym możnaby było powoli, w miarę możności urządzić salę gier i tańców, bibliotekę, muzeum, a nawet bezpłatne łazienki. Marek miał głęboką myśl wznieść naprzeciw kościoła,