Strona:PL Zola - Prawda. T. 2.djvu/235

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

wię ci, że nic nie zmieni Le Barazer’a, trzeba go przyjąć, jakim jest i cieszyć się jeszcze z jego połowicznej działalności.
— Co za szczęście! — powtórzył Marek. — Największem dla mnie zmartwieniem byłoby opuścić nauczycielstwo. Od samego rana bolało mię serce na myśl o kończących się wakacyach. Gdziebym się podział? co robił? Zapewne, że smutno mi będzie porzucić dzieci, które lubię. Pocieszam się wszakże myślą, że tam zastanę inne, które także pokocham. A cóż mię może obchodzić, że szkoła jest nędzna, jeżeli w niej mogę się oddać zadaniu mego życia, mogę rzucać posiew, który dać musi przyszłe żniwo prawdy i sprawiedliwości!.. Wrócę do Jouville z największą ochotą, z nową nadzieją!\
Wesoło przechadzał się po obszernej, jasnej, słonecznej klasie, jak gdyby na nowo obejmował posłannictwo nauczycielskie, wyrzeczenie się którego tyleby go kosztowało! Z ruchem młodzieńczej radości rzucił się Salvan’owi na szyję i serdecznie go ucałował. W tej chwili właśnie Mignot, który, pewnym będąc dymisyi, od dni kilku poszukiwał miejsca, wszedł zrozpaczony z powodu nowej odmowy w sąsiedniej fabryce. Dowiedziawszy się, że jest naznaczony do le Moreux, również wpadł w zachwyt.
— Le Moreux, le Moreux, toć to istna dzicz.