Strona:PL Zola - Prawda. T. 2.djvu/215

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

z córką, niby w klasztorze, w ponurym domku matki. Nigdy nie myślała wyjść powtórnie zamąż i pozornie stała się, jak pani Duparque, drobiazgowo pobożną. Zawsze ubrana w czerni, twarz miała woskowo bladą i minę zgnębioną pod twardą ręką babki, ciążącą nad całym domem. Niekiedy tylko usta jej składały się w skrzywienie goryczy, lub pokorne oczy przelotnie zabłysły buntem, kiedy wspomnienie męża budziło bezgraniczny żal za zniknionem szczęściem miłości, wśród zimnej pustki pobożnych praktyk, pod któremi powolnie konała. W ostatnich dopiero czasach, wobec strasznych udręczeń Genowefy, wobec walki nieszczęśliwej kobiety, szarpanej między księdzem i mężem, wyszła z bojaźliwej rezygnacyi istoty zmarłej dla świata i wzniosła się do zuchwalstwa oporu przeciwko okrutnej swej matce.
Obecnie, czując nadchodzącą śmierć, osobiście szczęśliwa była z wyzwolenia. Widząc jednak z dniem każdym znikające siły, rozpaczała, iż pozostawia wijącą się w męce Genowefę na łaskę i niełaskę pani Duparque. Co się stanie po jej śmierci, z biednem jej dzieckiem w bezlitosnej niewoli, w tym grobie, w którym tyle wycierpiała? Nie mogła znieść myśli, że zniknie, nie powiedziawszy nic, co mogłoby córkę wyratować, powrócić jej trochę zdrowia i radości. Dręczyło ją to do tego stopnia, że zdobyła się na odwagę