Strona:PL Zola - Prawda. T. 1.djvu/77

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

piękne dzieci, zrodzone z miłości a stanowiące uosobienie ich uczucia i przedmiot ich czci. Jakie przypuścić choć na chwilę, że mógł był uledz napadowi obmierzłego szału, wtedy właśnie, gdy szedł spocząć przy ukochanej żonie i dzieciach? Z jaką też prostotą i prawdą mówił ten człowiek, obsaczony zewsząd przez wrogów, miłujący swój zawód do bohaterstwa, cierpiący niedostatek bez skargi. Opowiadanie o tem, jak spędził wieczór było dostatecznie jasne; żona potwierdzała godziny, które wskazywał — każdy szczegół był niezbity. A gdyby nawet istniały niepewności, gdyby ten wzór, zgnieciony w gałkę, wraz z numerem „Le Petit Beaumontais“ tkwił jak nierozwiązalna zagadka — wszechpotężny rozsądek kazał szukać winowajcy gdzieindziej. Życie Simona, jego charakter, warunki jego bytu, wykluczały go ze sprawy. Ustaliła się w umyśle Marka pewność, oparta na rozumowaniu, prawda niewzruszona, bo wynikła z obserwącyi i dedukcyi faktów. Teraz wyrobił już sobie przekonanie, miał wytknięte punkty, do których sprowadzi wszystko. Może się dowiadywać o wszelkich pomyłkach i kłamstwach; odrzuci je, gdy się nie zgodzą ze szczegółami prawdy znanej mu i dowiedzionej.
Uspokojony, pozbywszy się ciężaru zwątpienia, wrócił Marek do Maillebois, przechodząc koło dworca w chwili, gdy podróżni wysiadali z pociągu. Spostrzegł inspektora szkół początkowych, pięknego Mauraisina, trzydziestoośmioletniego człowieczka, eleganckiego bruneta, któ-