Strona:PL Zola - Prawda. T. 1.djvu/55

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

parque. Nie mówiła nic, ale gwałtowność z jaką usiadła, rozwijając nerwowo swą serwetkę, tłumaczyła, jaką zbrodnię upatrywała w tej odrobinie niepunktualności.
— Przepraszam — tłómaczył się młody człowiek — musiałem czekać na sędziów i tylu jest ludzi na placu, że przedostać się nie mogłem.
Jakkolwiek babka chciała zmilczeć, powiedziała jednak.
— Myślę, że się pan zajmować nie będziesz tą wstrętną bistoryą.
— Zapewne — odpowiedział z prostotą — sądzę także, że nie mam się czego zajmować nią, chybaby mi obowiązek to nakazał czynić.
Po podaniu przez Pelagię jajecznicy a następnie sztuki baraniny smażonej z kartoflami, zaczął opowiadać ze wszystkiemi szczegółami, co wiedział. Genowefa słuchała go, drżąc ze wstrętu i politowania, podczas, gdy jej matka, pani Bertherau, również bardzo wzruszona, łzy wstrzymywała, ukradkiem rzucając wzrokiem na panią Duparque, jakby chcąc się dowiedzieć, dokąd sięgać mogło jej współczucie. Ale ta objętną była na wszystko co się jej wydało przeciwnem regule. Jedząc niewiele, odezwała się nareszcie:
— W czasach mej młodości, przypominam sobie bardzo dobrze, jak znikło dziecko w Beaumont. Znaleziono je pod krużgankiem kościoła świętego Maksansa, pokrajane na cztery sztuki a tylko serca tam brakowało... Oskarżono żydów,