Strona:PL Zola - Prawda. T. 1.djvu/362

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Miesiące i lata upływały, a walka między Genowefą i Markiem zaostrzała się coraz bardziej. Towarzystwo, zbierające się u babki, nie chciało, zbytnim pośpiechem ryzykować wygranej: Kościół ma przed sobą całą wieczność dla zwycięztwa. Oprócz braciszka Fulgentego, który był próżny i gwałtowny, ojciec Teodozy, mianowicie zaś ojciec Crabot byli zbyt wytrawnymi kierownikami dusz, aby nie rozumieli, że należało działać zwolna na kobietę namiętną, ale zachowującą zdrową inteligencyę, o ile nie była przyćmiona mistycznymi kryzysami. Dopóki kocha męża, dopóki nie zerwie z nim związku cielesnego, dopóty rozdział nie będzie zupełnym; nie posiędą całkowicie kobiety, a mężczyzny nie doprowadzą do nędzy i ruiny, w jaką pragnęli go wepchnąć. Zniszczenie zaś, bezpowrotne wyrwanie z korzeniem ziemskiej miłości z serca i ciała kobiety, wymagało dużo czasu. Pozostawili też Genowefę w łagodnych rękach księdza Quandieu, by ją ukołysać, zanim wypadnie działać z większą energią. Tymczasem czuwali tylko nad nią. Postępowanie to było arcydziełem subtelnego, a pewnego opętania.
Zaszedł jeszcze jeden wypadek, który wpłynął na niezgodę małżeństwa. Marek bardzo się zajmował panią Férou, żoną byłego nauczyciela z Moreux, wydalonego za skandaliczne postępo-