Strona:PL Zola - Prawda. T. 1.djvu/352

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

szczęsny, nie wiedział, jaką nieobliczoną szkodę wyrządzał ojczyźnie, ile dusz dziecięcych gubił, posyłał do piekła, trwając uparcie w dumie i oporze. Następnie posunięto się do wyrażenia wobec niej, nieśmiałego zrazu, potem zupełnie jasnego życzenia, aby się poświęciła pięknemu dziełu nawrócenia grzesznika, aby odkupiła występnego człowieka, którego nie miała siły przestać kochać. Jakaż radość i chwała dla niej, jeżeli nawróci do Boga, powstrzyma w zapędach zniszczenia, wybawi od potępienia wiecznego swego męża a tem samem i niewinne jego ofiary! Przez kilka miesięcy, z niesłychaną zręcznością przygotowywano ją, urabiano do przyszłej misyi, w widocznej nadziei doprowadzenia do zerwania między małżeństwem, przez starcie dwóch nie dających się pogodzić czynników, stawiając kobietę przeszłości, pogrążoną w odwiecznych błędach, przeciw wolnomyślnemu, dążącemu ku przyszłości mężczyźnie, Co przewidywali, było nieuniknione, fatalnie stać się musiało.
Dawna poufałość między Markiem i Genowefą, pełna wesołości i pocałunków, z dniem każdym posępniała. Nie dochodzili do sprzeczki, lecz gdy pozostawali sami, bez zajęcia, nie rozerwani przez ludzi i wypadki, czuli wobec siebie pewne skrępowanie, bali się mówić, jak gdyby chcieli uniknąć najmniejszej rozterki. Czuli, że istnieje