Strona:PL Zola - Prawda. T. 1.djvu/349

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

wniej, a teraz widział wyraźnie, że u babki, pani Duparque, w małym, nabożnym domku, odnalazła Genowefa wspomnienia katolickiej dziedziczności, religijne fermenty dziecięctwa i młodości. Tam to istniało ognisko mistycznej zarazy, u którego rozpaliła się na nowo przygasła wiara, ukołysana do snu pierwszemi rozkoszami miłości ziemskiej. Marek czuł, że gdyby byli pozostali w Jonvillo’u, w błogiej samotności, wystarczyłby zupełnie dla zaspokojenia żywych uczuć Genowefy. W Maillebois zaś wmieszały się obce żywioły, okropna sprawa Simona, która przedewszystkiem zaznaczyła niezgodę, potem następstwa jej, przybierające coraz poważniejsze rozmiary, walka z zakonem, misya, którą podjął. Nie byli samotni, cała fala ludzi i wypadków stanęła między nimi, tak że widział dzień, w którym staną się obcymi sobie. U pani Duparque spotykała Genowefa najzawziętszych jego przeciwników. Dowiedział się, że surowa, uparta babka, po całych latach pokornych błagań, dostąpiła nadzwyczajnego zaszczytu: została penitentką ojca Crabota. Zazwyczaj rektor z Valmarie zachowywał ten przywilej dla wielkich dam Beaumontu, musiał zatem mieć ważne powody, jeżeli się zdecydował spowiadać starą, skromną mieszczankę. Nietylko dopuszczał ją do konfesyonału w kaplicy w Valmarie, ale sam nawet zaszczycał ją odwiedzinami, gdy napad pada-