Strona:PL Zola - Prawda. T. 1.djvu/244

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

kolegi Jauffre’a, żądnego powodzenia intryganta. Wyrzucał sobie niejako, że pracę swoją, tak szczęśliwie rozpoczętą wydał w moc następcy, który mógł ją popsuć; pocieszał się tem tylko, że w Maillebois przedsięwziął zadanie równie ważne a pilniejsze. Później, z upływem czasu, w miarę postępującej pracy, roznamiętniał się do sprawy, oddając się jej z zapałem i wiarą w swoje powołanie.
Po wyborach, które miały miejsce w maju, znowu nastała cisza. Do tego czasu za pretekst do milczenia podawano obawę drażnienia ludności i spowodowania złych, groźnych dla Republiki wyborów, potem jednak, gdy skład nowej izby pozostał zupełnie ten sam, co poprzednio, wymyślono nową konieczność spokoju, aby podnoszeniem niewczesnych spraw, nie przeszkadzać przeprowadzeniu koniecznych reform. W rzeczywistości jednak, zwycięzcy, zmęczeni walką wyborczą, pragnęli nacieszyć się w spokoju ciężko zdobytem położeniem. To też w Beaumont ani Lemarrois, ani Marcilly, wybrani na nowo, nie chcieli nawet wymawiać imienia Simona, mimo, że obiecali działać, skoro odnowionym będzie ich mandat i przestaną się obawiać ślepego losu wyborów powszechnych. Simona skazano i skazano słusznie, uważało się za rzecz niepatryotyczną wspominać o jego sprawie. W Maillebois naturalnie obserwowano to jeszcze ściślej, tak, że mer Darras, w imię dobra nieszczęśliwego, niewinnego skazańca i jego rodziny, błagał Marka, żeby wyczekiwał zwrotu opinii i tymczasem nie przed-