Strona:PL Zola - Prawda. T. 1.djvu/242

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

den z kolegów się nie roześmiał. Wśród ciszy zatem Mignot wymienił ostatnie nazwisko:
— Sebastyan Milhomme!
Marek poznał w ławce na prawo syna kupcowej materyałów piśmiennych, łagodnego chłopczyka, o twarzy inteligentnej i miłej. Uśmiechnął się, patrząc w oczy dziecka, gdzie widział odblask duszy, którą zamierzał zbudzić.
— Obecny! — odpowiedział Sebastyan dźwięcznym, wesołym głosem, który wydał się Markowi słodką muzyką wobec poprzednich ponurych lub drwiących odpowiedzi.
Wywoływanie się skończyło i na znak Mignota uczniowie powstali na modlitwę. Od czasu, gdy po Simonie objął miejsce, wprowadził Mechain modlitwę przed lekcyami i po lekcyach. Uległ i w tem namowie panny Rouzaire, która dając siebie za przykład, utrzymywała, że bojaźń Boża wpływa na spokojność uczennic. Zresztą i rodzicom podobał się ten zwyczaj i inspektor Mauraisin patrzał nań przychylnem okiem, jakkolwiek nie było go w programie. Marek jednak powstrzymał dzieci, mówiąc spokojnie a stanowczo:
— Siadajcie, moje dzieci. Nie przychodzicie tu na modlitwy. Odmówicie je w domu, jeżeli wasi rodzice będą sobie tego życzyli.
Zdumiony Mignot spojrzał na niego z szyderczą ciekawością. Nie ostoi się długo w Maillebois nauczyciel, co zaczyna od zniesienia modlitwy! Marek zrozumiał go wybornie, gdyż od przybycia do