Strona:PL Zola - Prawda. T. 1.djvu/20

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

o uczniach wspominał, jako kochający ich nauczyciel, że był z nich zadowolony niezmiernie. Trzech z nich otrzymało certyfikaty nauk.
Wtem po nad tą ponurą i pustą dzielnicą rozległ się silny głos dzwonu; zdawało się, że płacze w ciężkiem powietrzu.
— Ostatnie uderzenie! — zawołała pani Duparque. — Mówiłam że nie zajdziemy nigdy!
I wstała, popychając córkę i wnuczkę, które kończyły już pić, gdy wtem zjawiła się Pelagia, drżąca i wzruszona z dzienniczkiem „le Petit Beaumontais“ w ręku.
— Oh! pani, oh! pani, jakie to straszne!... chłopiec, który przyniósł gazetę, opowiedział mi...
— Co takiego? Spiesz się!
Służąca wykrztusić z siebie nie mogła.
— Znaleziono zamordowanego małego Zefiryna, bratanka nauczyciela, tu, tu blizko, w jego pokoju.
— Jakto? zamordowanego?
— Tak, pani, uduszonego — i to kiedy był w koszuli i po rozmaitych obrzydliwościach.
Okropne dreszcze przeszły po wszystkich; pani Duparque sama drżała:
— Mały Zefiryn, bratanek Simona, tego nauczyciela żydowskiego, dziecko ułomne, ale takie ładne; był katolikiem, chodził na naukę do braciszków, powinien był być wczoraj wieczór na ceremonii, bo odbył pierwszą Komunię... Co robić? Są rodziny przeklęte.