Strona:PL Zola - Prawda. T. 1.djvu/129

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

dla swego przyjaciela, Hektora de Sangleboeuf, i dla siebie.
Ślub nic nie zmienił zresztą; przybyła tylko piękna Lia do starego już stadła hrabiego i margrabiny. Piękna jeszcze, dojrzała blondynka, nie okazywała margrabina tępej zazdrości; zbyt była inteligentną, aby nie umieć pogodzić materyalnych rozkoszy życia ze spokojnem szczęściem długoletniego związku. Przytem znała dobrze Lię, tę wspaniałą statuę, to ograniczone, samolubne bożyszcze, któremu wystarczało do szczęścia miejsce w głębi sanktuaryum, gdzie, nie męcząc zbytecznie, otaczano ją uwielbieniem. Nawet czytanie nużyło ją prędko. Mogła spędzać dnie całe, siedząc spokojnie, przyjmując hołdy, zajęta wyłącznie sobą. Domyśliła się zapewne wkrótce prawdziwego stosunku margrabiny do męża, nie chciała jednak zadawać sobie trudu przykrej troski, aż wreszcie nie mogła się obejść bez tej przyjaciółki, co ją zasypywała pieszczotami, uwielbieniem, dawała czułe nazwy koteczki, pieszczotki, drogiego skarbu. Przyjaźń doszła do tego stopnia, że margrabina zamieszkała w Désirade. Potem powzięła inną myśl genialną: postanowiła nawrócić Lię na katolicyzm. Żydówka przestraszyła się zrazu, aby nie męczono jej ćwiczeniami i praktykami. Ale gdy ojciec Crabot wdał się w sprawę, potrafił ze zwykłym światowym wdziękiem usunąć zbyt ciężkie przeszkody. Ostatecznie zaś namówił córkę baron Nathan, zachwycony pomysłem margrabiny, jakgdyby woda chrztu jego sa-