Strona:PL Zola - Prawda. T. 1.djvu/122

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Lehmanów. Ulica Trou, która wychodziła na ulicę Plaisir, była najbrudniejszą, w całej ubogiej dzielnicy. Jednopiętrowy dom krawca składał się na dole z ciemnego sklepu i ciemniejszej jeszcze izby po za nim; na górze istniały pokoiki, do których prowadziły równie ciemne schody a nad tem wszystkiem — obszerne poddasze, gdzie przenikał niekiedy promień słońca. Izba za sklepem, zapleśniała i wilgotna jak piwnica, stanowiła kuchnię i jadalnię zarazem. Rachela zajęła swój dawny, ponury pokoik i starzy rodzice mieścili się w drugim, trzeci zaś oddano dzieciom które na szczęście, miały do zabawy duże, wesołe poddasze. Marek nie mógł wyjść z podziwienia, że taka śliczna kobieta, jak Rachela, wyrosła w tej wstrętnej norze, śród biedaków, przybitych długą, dziedziczną troską i nędzą. Stary, pięćdziesięcioletni Lehman przedstawiał klasyczny typ żyda: mały, o minie przebiegłej, dużym nosie, mrugających oczach i gęstej, siwej brodzie, zakrywającej usta. Rzemiosło wykrzywiło mu jedno ramię tak, że jego pokornej z natury postawie, nadało wyraz jakby ciągłego lęku. Żona, która od rana do nocy pomagała mu w szyciu, kryła się po za nim, jeszcze pokorniejsza i lękliwsza. Prowadzili życie nędzne, z trudnością zarabiając na chleb zaciekłą pracą. Drobna, zwolna nabyta klientela składała się z kilku zamożniejszych izraelitów z okolicy, oraz nielicznych chrześcian, poszukujących taniej roboty. Złoto Francyi, którem, według antisemitów, opychało się żydowstwo, nie tu się za-