Strona:PL Zola - Pogrom.djvu/677

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

ców, lamp, wszystkiego tego, jednem słowem, co potrzeba do jedzenia i życia codziennego, ruszał tylko ramionami. Cóż robić? mówił, jest to nieznośnem, może nawet żądania są za wielkie, ale jest to wojna, i musimy żyć kosztem kraju nieprzyjacielskiego. Delaherche, którego nieustanne te rekwizycye gniewały, wywnętrzał się ze swobodą, trutynował je co wieczór, niby wydatki swego stołu. Mimo to raz tylko żywo się starli w kwestyi kontrybucyi jednego miliona, jaki prefekt pruski Rethel nałożył na departament Ardennów, pod pozorem wynagrodzenia strat zadanych niemcom przez okręty wojenne francuzkie i wypędzenie niemców, zamieszkałych we Francyi. Przy rozdziale, na Sedan przypadło czterdzieści dwa tysiące franków. Wysilał się dowieść swemu gościowi, że to było niewłaściwem, że położenie miasta jest wyjątkowe, że za dużo ucierpiało, by miało jeszcze płacić. Zresztą, z tych rozpraw rozchodzili się bardziej ze sobą spoufaleni, on zadowolony, że się nagadał, prusak ucieszony że dał dowody grzeczności czysto paryzkiej.
Pewnego wieczoru, Gilberta się ukazała, ze swą minką roztrzepaną. Zatrzymała się, udając zdziwienie. Pan Gartlauben podniósł się i na tyle był dyskretny, że natychmiast wyszedł. Ale nazajutrz zastał tu już Gilbertę i usiadł na swem zwykłem miejscu przy kominku. Odtąd rozpoczęły się urocze wieczory, które przepędzano w tym gabinecie a nie w salonie, co nadawało im pewien