Strona:PL Zola - Pogrom.djvu/660

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

rozumie swej zbrodni. We Francyi dotykamy się naszych szpiegów przez rękawiczki, gdy tymczasem tam, szpiegostwo jest karyerą bardzo zaszczytną, rodzajem służby dla ojczyzny... Ośmielam się nawet powiedzieć, panowie, że może jest w tem trochę słuszności. Nasze szlachetne uczucia robią nam zaszczyt, ale co jest złem to, że dzięki im zostaliśmy pobici. Jeżeli śmiem się wyrazić, quos vult perdere Jupiter dementat, to mam nadzieję, że panowie przyznacie mi racyę.
Usiadł, a Sambuc mówił:
— A ty, Cabasse, czy nie masz nic do powiedzenia za, lub przeciw oskarżonemu?
— Mam do powiedzenia — zawołał prowensalczyk — mianowicie: po co tu tyle gadania. Załatwić się z tym łotrem prędko.... Dość nanudziłem się w życiu, ale nie lubię żartów ze sprawiedliwości. To przyności nieszczęście. Na śmierć! na śmierć!
— Tak, tak, śmierć!
Odsunął krzesło, zbliżył się do Goliata mówiąc:
— Osądzono cię, umrzesz.
Dwie świece błyszczały wysokim płomieniem, jak gromnice, po obu stronach twarzy zmienionej Goliata. Starał się prosić o łaskę, o wyrzeczenie choć jednego słowa z takim wysiłkiem, że niebieska chustka w ustach pokryła się pianą; i było coś strasznego w tym człowieku zmuszonym do milczenia, niemym jak trup, który miał um-