Strona:PL Zola - Pogrom.djvu/585

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Teraz głośno zaczęła obwoływać swój towar: „chleb! chleb! kto kupuje chleb!“ Ale gdy Maurycy chciał jej wsunąć dwadzieścia franków, usunęła rękę szybko i uciekła, zostawiając koszyk. Widzieli, jak się odwróciła, uśmiechnęła radośnie i pięknemi oczami pożegnała ich czule, cała wzruszona.
Jan i Maurycy, wziąwszy koszyk, nie widzieli co teraz zrobić. Oddalili się od swego namiotu i wśród zamieszania nie byli wstanie doń trafić. Gdzie się schronić? jakim sposobem zmienić ubra.nie? Koszyk, który Jan niósł ze strachem, zdawało im się, że zwraca na siebie powszechną uwagę, że wszyscy wiedzą, co się w nim znajduje. Nakoniec zdecydowali się, weszli do pierwszego lepszego pustego namiotu, gdzie pośpiesznie ubrali się w bluzy i spodnie, ułożywszy pod chleb swe szaty wojskowe. Na nieszczęście znaleźli tylko jedną czapkę, którą Jan prawie siłą wdział na głowę Maurycego; sam zaś z gołą głową, przesadzając niebezpieczeństwo, uważał się za zgubionego. Opóźniał się, oczekując na jakie pokrycie głowy, gdy przyszła mu myśl nabycia kapelusza od jakiegoś staruszka, który sprzedawał cygara.
— Cygara brukselskie, po pięć susów para, po trzy susy sztuka!
Od bitwy sedańskiej komora celna nie istniała, wszelkie towary belgijskie przywożono swobodnie, a staruszek w łachmanach zarabiał bar-