Strona:PL Zola - Pogrom.djvu/58

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

bardzo stara, wysoka, chuda, z gołemi ramionami, podobnemi do suchych, sękatych gałęzi, któremi szybko poruszała. Siwe jej włosy, wydostawały się z pod czepka, unosiły się około głowy skołtunowane, i tak była rozgniewaną, że słowa jej więzły w gardle i wydobywały się niewyraźnie, podobne do czkawki umierającego.
Z początku żołnierze poczęli się śmiać. Wyglądała tak zabawnie ta staruszka. Lecz potem usłyszeli jej słowa:
— Łajdaki, rozbójniki! podli! podli!
Głosem coraz krzykliwszym pluła na nich słowami obelżywemi. Śmiechy ustały, dreszcz śmiertelny przebiegł szeregi. Żołnierze spuszczali oczy lub patrzeli gdzieindziej.
— Podli! podli! podli!
Nagle zdawała się rosnąć. Postawa się jej wyprostowała i w swej brzydocie tragicznej, w łachmanach, poruszała swą długą ręką od zachodu na wschód z takim jakimś ruchem olbrzymim, że zdawała się niem napełniać niebo.
— Podli, Ren nie tutaj... Ren jest tam, podli, podli!
Nakoniec ruszono znowu i Maurycy, którego wzrok w tej chwili padł na twarz Jana, widział, że ten ma oczy pełne łez dużych. Uczuł ściśnienie koło serca, boleść jego zwiększyła się, na myśl, że nawet ten gbur czuł obelgę, na którą nie zasłużono, ale którą znieść trzeba było. W jego biednej schorzałej głowie wszystko się pomięsza-