Strona:PL Zola - Pogrom.djvu/441

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

oko mieszaniną czarnych punktów, biegnących, potykających się; na półwyspie Iges, na lewo, baterya bawarska, z działami dużemi jak zapałki, podobną była do maszyny dobrze urządzonej, tak dalece ruchy były systematyczne, jak w zegarku. Było to zwycięztwo, niespodziewane i piorunowe, i król nie miał żadnych wyrzutów wobec tych trupów tak drobnych, tych tysiąców ludzi, zajmujących mniej miejsca niż pył na drodze, tej doliny obszernej, na której pożar Bazeilles, rzeź w Illy, konanie Sedanu nie przeszkadzało, by nieczuła natura zawsze była piękną, by kończący się dzień był cichy i uroczysty.
Nagle Delaherche spostrzegł wdzierającego się na wzgórze Marfée, generała francuzkiego ubranego w mundur niebieski, jadącego na karym koniu, a przed nim postępował huzar z białą chorągwią. Był to generał Reille, któremu cesarz rozkazał zawieźć do króla pruskiego list tej treści: „Najjaśniejszy panie, mój bracie! Nie mogąc umrzeć wpośród mych wojsk, muszę złożyć mą szpadę do rąk waszej królewskiej mości. Zostaję przywiązanym bratem, Napoleon“. Cesarz w chęci ukończenia jak najprędszego mordów, których nie był panem, spodziewał się wzruszyć zwycięzcę. I Delaherche widział, jak generał Reille zatrzymał się o dziesięć kroków od króla, zsiadł z konia, zbliżył się, by oddać list, bez broni, mając w ręku tylko szpicrutę. Słońce zachodziło wśród ogromnego blasku czerwonego, król usiadł na krześle, oparł się o po-