Nakoniec nadbiegły dwie baterye rezerwy artyleryi. Była to nadzwyczajna ulga dla ludzi przerażonych, jak gdyby te działa były szańcem, piorunem, który zmusi do milczenia armaty nieprzyjacielskie. A przytem pysznie wyglądały te baterye w szyku bojowym, każde działo ze swym jaszczykiem w tyle, konduktorzy siedzący na właściwych koniach, trzymając uzdy drugich, obsługa siedząca na lawetach, brygadyerzy i podoficerzy jadący w miejscach nakazanych przez regulamin. Wydawało się, jakby byli na paradzie, starannie zachowując przepisaną odległość, choć pędzili jak szaleni poprzez rżysko, z głuchem warczeniem burzy.
Maurycy, który znów położył się w bruździe, podniósł się pełen zapału i rzekł do Jana:
— Patrz, ta na lewo, to baterya Honoryusza. Poznałem ludzi.
Jednym ruchem ręki, Jan zmusił go do położenia się na ziemi.
— Kładź się, bo zginiesz!
Ale obadwaj, z twarzą do ziemi, nie tracili z oczów bateryi, niezmiernie zainteresowani jej ruchami; serce im biło jak młotem na widok spokojnej odwagi tych ludzi, od których oczekiwali zwycięztwa.
Nagle, po stronie lewej, na nagiem usypisku, baterya się zatrzymała; i w jednej chwili obsługa zeskoczyła z lawety, odprzodkowała, konduktorzy ustawili działa na pozycyi, konie w pół za-
Strona:PL Zola - Pogrom.djvu/385
Wygląd
Ta strona została uwierzytelniona.