Strona:PL Zola - Pogrom.djvu/368

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Żadnych głupstw? Zkąd pani jesteś i co tu chcesz?
— Oddajcie mi męża.
— Ten człowiek jest pani mężem? On jest skazany, sprawiedliwość musi być wykonana.
— Oddajcie mi męża.
— Posłuchaj mię pani. Miejże rozum... Usuń się, nie mamy zamiaru ani ochoty sprawić ci przykrości.
— Oddajcie mi męża.
Widząc, że jej nie przekona, oficer chciał już wydać rozkaz, żeby ją wyrwano z objęć męża, gdy Wawrzyniec, dotąd milczący, z miną obojętną, wdał się w to.
— Kapitanie, to ja sprzątnąłem wam tylu ludzi, niech mię więc rozstrzelają. Niczego więcej nie pragnę, zwłaszcza, że nie mam ani matki, ani żony, ani dzieci... Tymczasem ten pan jest żonaty... Puśćcie go, a zajmijcie się tylko mną...
Kapitan, uniesiony gniewem, wrzasnął:
— A to historya! Czy drwicie sobie ze mnie?... Dalej, na ochotnika, zabrać mi tę kobietę!
Musiał ten rozkaz powtórzyć po niemiecku. Jakiś żołnierz wysunął się, bawarczyk przysadkowaty, o głowie ogromnej, okolonej włosami i brodą ryżą, pod któremi widać było nos szeroki i dwoje oczów dużych, niebieskich. Był cały zbryzgany krwią, straszny, podobny do niedźwiedzia jaskiniowego, do zwierzęcia czerwonego od pożarcia ofiary, której kości pogruchotało.