Strona:PL Zola - Pogrom.djvu/318

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wątpliwości, że to w Bazeilles strzelają! Potem odzyskała nieco spokojności, bo zdawało jej się, że huk słychać teraz od strony prawej. Może bito się w Donchery, gdzie jak wiedziała nie zdołano wysadzić mostu w powietrze. Ale w końcu straszliwa niepewność ją opanowała: czy to w Donchery? czy w Bazeilles? niepodobna było zdać sobie sprawy wśród szmeru, jaki huczał jej w głowie. Wreszcie niepokój tak silny nią owładnął, że nie mogła pozostać w domu dłużej i czekać. Czuła gwałtowną potrzebę dowiedzenia się czegoś, zarzuciła szal na ramiona i wyszła dla zasięgnięcia wiadomości.
Na dole, na ulicy Voyards, Henryeta przez chwilę zawahała się, gdyż miasto wydawało się jej czarnem wśród nieprzejrzanej mgły otulającej je zupełnie. Świt jeszcze nie dosięgnął mokrego bruku, nie wdarł się jeszcze między zadymione, stare domy. Na ulicy Beurre, w głębi jakiegoś szynku o jednem oknie, w którem drżała świeca, ujrzała dwóch turkosów pijanych w towarzystwie dziewczyny. Musiała zawrócić na ulicę Maqua, gdzie natrafiła na pewne życie; żołnierze przebiegali a cienie ich włóczyły się wzdłuż chodników, może tchórze, szukający schronienia; jakiś wysoki kirasyer szukał swego kapitana i dobijał się gwałtownie do bram; cały tłum mieszczan zlanych potem ze strachu i pakujących się do wózka, dla spróbowania, czy nie można będzie jeszcze dostać się do Bouillon w Belgii, dokąd połowa Sedanu od dwóch dni się wynosiła. Instynk-