Strona:PL Zola - Pogrom.djvu/187

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

potrzeba wymyślania, wylania swego gniewu ciągłej porażki, wściekłości nieustannego pochodu, krokiem chwiejnym i ciężkim, podczas gdy ci przeklęci prusacy mordują tam kolegów.
U stóp Stonny, droga wije się wśród wzgórzy, rozszerza się i wojsko szło przez obszerne niwy, poprzecinane tu i owdzie niewielkiemi laskami. Pułk 106, który od Oches postępował w tylnej straży, oczekiwał ataku, gdyż nieprzyjaciel szedł za kolumną krok w krok, śledząc ją, czychając zapewne na chwilę sposobną, by rzucić się na nią. Kawalerya, korzystając z wszelkich zagięć gruntu, usiłowała ją oskrzydlić. Widziano liczne szwadrony gwardyi pruskiej wysuwające się z po za lasu; ale zatrzymały się one wobec pułku huzarów, który posunął się naprzód, oczyszczając przed sobą drogę. Dzięki temu, odwrót odbywał się w dość dobrym porządku i zbliżano się już do Raucourt, gdy ukazało się widowisko, które zwiększyło niepokój i do ostatka zdemoralizowało żołnierzy. Nagle, na drodze poprzecznej, spostrzeżono tłum biegnący oficerów ranionych, żołnierzy w nieładzie i bez broni, wozy i furgony pędzące galopem, ludzie i zwierzęta uciekali, zadyszani wśród wichru klęski. Były to szczątki jednej z brygad 1-ej dywizyi, która eskortowała furgony, puściwszy się rano do Mouzon przez Besace. Zbłądziwszy, wskutek nieszczęśliwego wypadku, część tej brygady i furgonów spotkała się w Varniforêt, niedaleko Beaumont z 5-m korpusem co-