Strona:PL Zola - Pogrom.djvu/159

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

no wszystkie pułki. Cały korpus 7-y, trzydzieści kilka tysięcy ludzi skupiło się na jednem miejscu o świcie szarym, dżdżystym, przesiąkniętym wilgocią. Cóż się więc stało? dla czego kazano się zatrzymać? Po szeregach przebiegał pewien niepokój, niektórzy utrzymywali że rozkazy marszu uległy zmianie. Kazano broń spuścić do nogi, ale zabroniono występować z szeregu i siadać. Chwilami wiatr zmiatał wyżynę z taką gwałtownością, że ludzie musieli się ścieśniać, chcąc mu stawić czoło. Deszcz ich oślepiał, szczypał po twarzy, deszcz lodowaty, który ich przemoczył do nitki. I przez dwie godziny tak czekano, nie wiadomo dlaczego, wśród niepokoju udręczającego wszystkie serca.
Jan w miarę jak dzień się robił, usiłował się zoryentować w okolicy. Pokazano mu na północo-wschodzie, naprzeciw Quatre-Champs drogę z Chêne, ciągnącą się przez wzgórze. Po cóż więc skręcono na prawo, zamiast pójść na lewo? Niemniej zajmował go bardzo sztab, który zakwaterował w Converserie, folwarku leżącym na brzegu płaskowzgórza. Panowało tam zamięszanie, oficerowie biegali, rozprawiali wśród żywych giestów. Na co czekali? Wyżyna podobną była do półkola, pokryta ścierniem, ponad którem od północy i wschodu wzgórza się wznosiły; przez wyłom na zachodzie dojrzeć można było dolinę Aisne’y z domkami białemi w Vouziers. Ponad Converserie widać było dzwonnice łupkiem