Strona:PL Zola - Pogrom.djvu/140

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

stu metrów, kroki miarowe maszerujących żołnierzy. Odrazu nabył przekonania, że to były wojska opłakiwane, tak niecierpliwie oczekiwane. Generał Dumont prowadził brygadę Bordas. W tejże chwili ściągnięto Maurycego; stał na pikiecie zaledwie godzinę, przez regulamin wskazaną.
W istocie trzecia dywizya wracała do obozu. Sprawiło to powszechną ulgę. Ale zwiększono teraz ostrożności, gdyż wiadomości przyniesione potwierdzały to wszystko co wiedziano o zbliżaniu się nieprzyjaciela. Kilku jeńców, których przyprowadzono, ułanów posępnych, owiniętych w swe wielkie płaszcze, nie chciało nic mówić. I świt, zorza ponurego dżdżystego poranku zajaśniała wśród nieustannego oczekiwania, pełnego niecierpliwości. Wkrótce miało upłynąć czternaście godzin, odkąd żołnierze ciągle czuwali. Około godziny siódmej, porucznik Rochas doniósł, że Mac-Mahon zbliżał się z całą armią. Właściwie, to generał Douay otrzymał w odpowiedzi na swą depeszę wczorajszą, umiadamiającą o nieuniknionem spotkaniu pod Vouziers, list od marszałka, który mu nakazywał trzymać się, dopóki nie nadejdzie mu z pomocą. Wskutek tego postanowiono, że 1 y korpus ruszy na Terron, 5-ty na Buzancy, a 12 ty zostanie w Chêne w drugiej linii. Teraz gorączka wzmogła się, nie będzie to więc prosta potyczka jakiej się spodziewano, ale wielka bitwa, jaką wyda cała armia zwrócona od