Przejdź do zawartości

Strona:PL Zola - Podbój Plassans.djvu/96

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Banda z podprefektury! — i jeszcze raz pani ni Felicya powtórzyła zmienionym głosem: — Banda z podprefektury! Tak, zapewne, przyjmuję u siebie tych panów i cenię ich towarzystwo. Chociaż wątpię, by pan Péqueur des Saulaies był częstym moim gościem tej zimy, albowiem mąż mój powiedział mu sporo rzeczy niemiłych, z powodu owych nieszczęśliwych wyborów. Prawdę powiedziawszy pan Péqueur des Saulaies postąpił bardzo naiwnie w całej tej sprawie... dał się wystrychnąć na dudka... Lecz całe kółko najbliższych mu osób składa się z ludzi statecznych i dobrze wychowanych. Pan Delangre, pan de Condamin są ludźmi niezwykłej uprzejmości, ten zacny pan Paloque jest uosobioną dobrocią a przypuszczam, że ty nawet nic nie wynajdziesz i nie zarzucisz naszemu kochanemu doktorowi panu Porquier?...
Mouret nie odrzekł nic, tylko ruszył ramionami a pani Felicya mówiła dalej:
— Kiedy nazywasz bandą najprzyzwoitsze kółka towarzyskie, to wiesz zapewne, że przyjmuję także w moim salonie i bandę pana Rastoil?... a więc zacnego pana Maffre i znakomitego naszego pana Bourdeu, dawnego prefekta... Jak widzisz, mój kochany, nie jesteśmy sekciarzami i zbieramy u siebie i łączymy ludzi, należących do wprost odmiennych obozów politycznych. To powinno ci najjaśniej dowodzić, że salon mój nie ma żadnej politycznej barwy. Boże kochany, toż gdybym się bawiła w urządzanie politycznego salonu w Plas-