Strona:PL Zola - Podbój Plassans.djvu/686

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Państwo Paloque, zbudzeni uliczną wrzawą patrzyli od początku na pożar z okien swego jadalnego pokoju. Byli oni wprost po nad głowami osób siedzących na fotelach państwa Rastoil. Pani sędzina zeszła na dół i grzecznie zaprosiła całe towarzystwo do swojego mieszkania.
— Wybornie wszystko widać z naszych okien — zapewniała zachęcająco.
Lecz panie, dziękując jej, wymawiały się.
— Lepiej będzie państwu w naszem mieszkaniu, aniżeli tutaj na ulicy. O zaziębienie nietrudno a noce teraz bywają chłodne — nalegała pani Paloque z niezwykłą dawniej uprzejmością.
Pani de Condamin uśmiechnęła się i, wyciągnąwszy przed siebie ładne i zgrabne swoje nóżki — odpowiedziała za siebie i za innych:
— O, niech się droga pani o to nie obawia! Mam nogi rozpalone... Mnie jest wybornie w tym fotelu. Czy pani chłodno, panno Aurelio?...
— Mnie jest za gorąco — zapewniła Aurelia. — Możnaby myśleć, że siedzimy wśród ciepłej a nawet skwarnej nocy. Ten ogień grzeje wyśmienicie.
Ponieważ wszyscy podzielali to zdanie, pani Paloque pozostała na dole i, przyłączywszy się do towarzystwa, zajęła jeden z wolnych foteli. Pan Maffre zerwał się nagle i zniknął w tłumie, zobaczywszy obu swoich synów w towarzystwie Wilhelma Porquier. Byli bez kapeluszy i bez krawatów, przybiegli wpół rozebrani z jednego z tajemniczych domów przedmieścia, by zobaczyć po-