Strona:PL Zola - Podbój Plassans.djvu/520

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Ten dowcip dość płytkiego rodzaju podobał się ogólnie. Nawet panny Rastoil zachichotały jak pensyonarki a poważny ich ojciec kiwnął zwolna głową na znak twierdzenia; wreszcie dał się wciągnąć w rozmowę, oświadczając:
— Margrabia de Lagrifoul zawiódł po części nasze nadzieje... lecz cokolwiekby uczynił, mniejszy będzie wstyd, aniżeli w chwili, gdy Plassans okryje się hańbą, wybierając na deputowanego prostego szewca!
Rzekłszy to, przeraził się własnej odwagi a zarazem nieoględności. Wszak wyraził swój polityczny pogląd w salonie bonapartysty, reprezentanta obecnej formy rządu! Powstał więc szybko z fotela i zawołał na córki:
— Moje panny, już jest niezmiernie późno, godzina w pół do drugiej! Uciekajmy... dość tej hulanki... Panie podprefekcie, składam najuprzejmiejsze podziękowania...
Pani de Condamin też powstała i zarzucając koronkowy szal na włosy i ramiona — rzekła na zakończenie posiedzenia:
— Jednakże nie można pozwolić, by kierował wyborami człowiek, który po północy klęka i modli się do zagonów z sałatą...
Owa noc stała się legendową. Pan de Condamin, korzystając z tego, iż na własne oczy widział pana Mouret, chodzącego po ogrodzie z gromnicą w ręku, opowiadał znajomym jeszcze potworniejsze niż poprzednio fantastyczne anegdotki. Kumoszki na