Strona:PL Zola - Podbój Plassans.djvu/513

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

kojny o cnotę swej żony, wiedział bowiem, że jest zbyt rozsądną, by się wdać w miłosną intrygę w Plassans.
Gdy na drugi dzień po owej rozmowie z żoną pan de Condamin siadł w ogrodzie podprefekta na zwykłą popołudniową pogadankę, rzekł:
— Czy wiecie państwo, co Mouret robi po całych dniach w swojej kancelaryi?... Otóż liczy, ile jest s w biblii. Obecnie rozpoczął tę robotę po raz trzeci, bo mu się zdaje, że się pomylił przy poprzednich obliczeniach. Wobec tego widzę, żeście państwo słusznie orzekli, iż biedak zwaryował...
Począwszy od tej chwili, nikt tak gwałtownie nie napadał na Moureta jak nadzorca wód i lasów. Bawił się wymyślaniem najniemożliwszych dykteryek na ten temat, przerażając niemi całą rodzinę państwa Rastoil a zwłaszcza dobrodusznego pana Maffre. Pewnego dnia zwierzył się temu ostatniemu, że zobaczył w oknie od ulicy pana Mouret zupełnie gołego, z kobiecym czepkiem na głowie i dygającego z wielką powagą, chociaż nikogo nie było na chodniku. Innym razem twierdził, że spotkał go w lesie o trzy mile od Plassans, tańczącego na polance w stroju dzikiego człowieka. A gdy ktoś temu przeczył, gniewał się, zapewniając, iż waryat tego rodzaju co Mouret może się dopuścić rzeczy jeszcze dziwniejszych. Towarzystwo zebrane u podprefekta uśmiechało się wtedy, lecz zaraz nazajutrz służba puszczała w obieg po mieście wymyśloną anegdotkę