Strona:PL Zola - Podbój Plassans.djvu/486

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

przeraziła mnie opowiedzeniem złowrogich wieści, krążących po mieście o małżeńskiem pożyciu mojej córki... Nie chcę mówić, co sądzę o moim zięciu!... Ale jako matka, mam obowiązek stanąć w obronie mojego rodzonego dziecka! Nie mogę obojętnie zbyć wiadomości, które mnie strwożyły! Nie mogę dozwolić, by mój zięć skandalizował miasto swojem nieludzkiem obchodzeniem się z żoną. Bije żonę, zadaje się z ludźmi, o których chodzą same brzydkie pogłoski... gotów ostatecznie się skompromitować, zajmując się polityką w czasie wyboborów... Przecież tak zrobił ostatnim razem! Był dowódcą całej hołoty żyjącej w norach po przedmieściach... On mnie do grobu doprowadził Księże proboszczu i łaskawy mój dobrodzieju, ratuj, pomagaj mi swem rozumnem zdaniem, bo dalej tak trwać nie może!
— Pan Mouret nie pozwoli, bym mu robił jakiekolwiek uwagi dotyczące jego postępowania — rzekł ksiądz Faujas po krótkim namyśle.
— A jednak nie mogę pozostawić mojej córki w ręku tego okrutnika! Nie mogę też pozwolić, by nas kompromitował, by nas gubił! Przecież jest jeszcze wymiar sprawiedliwości, trybunały nie są — dla psów, ale dla ludzi!...
Trouche stał wyprostowauy, wreszcie zaczął przestępować z nogi na nogę i, korzystając z chwilowego milczenia, zawołał na całe gardło:
— Pan Mouret dostał pomięszania zmysłów!