Strona:PL Zola - Podbój Plassans.djvu/481

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

działam szramy i strupy, jakie ma na twarzy i na szyi.
— O na twarzy i na szyi to nic... On się strzeże bić ją w takie widoczne miejsca. Ale na jej biedne ciało toż litość bierze patrzeć!... Całe jest pokryte ranami, miejsce na niem nie ma zdrowego! Całe jest skopane, zmarnowane... On tłucze ją obcasami, tratuje po niej w batach podkutych gwoździami... Co noc myślę, że to już ostatnia godzina jej męczarni...
— Czyż pani się nie boi mieszkać w takim domu? Jabym ztamtąd uciekła, chociażby mi chcieli darmo dawać mieszkanie... nie mogłabym patrzeć na takie okropności.
— Nie mogę opuszczać tej nieszczęsnej kobiety, wolę przy chorować moje poświęcenie, lecz pozostanę na miejscu, bo to stanowi jedyną jej pociechę... Po czemu te wiśnie?...
Opowieść o mężu, czekającym na ciemności nocne, by się wtedy rzucać z kijem na własną żonę, mogła zająć i podniecić głowy straganiarek i tej że miary kumoszek. Codziennie mnożyły się szczegóły pełne dziwacznych niedorzeczności. Jedna z dewotek twierdziła, że Mouret jest opętany przez szatana, czego dowodem jest, że chwytał swoją żonę zębami za szyję i dotąd nie wypuszczał ofiary, dopóki ksiądz Faujas nie nakreślił w powietrzu tuż nad jego głową trzykrotnego znaku krzyża i to koniecznie wielkim palcem od lewej ręki. Wtedy szatan ustępował a Mouret padał na ziemię jak nie-