Strona:PL Zola - Podbój Plassans.djvu/478

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

chce widocznie mówić o doznanych torturach, pragnąc uniknąć skandalu.
W dzień pierwszego święta Wielkiej nocy, Marta czuła się swobodną, lekką i szczęśliwą w kościele św. Saturnina. Napełniała ją bezgraniczna radość zmartwychpowstania. Trwożna ciemność zalegająca kościół w Wielki piątek pierzchła, ustępując miejsca tryumfalnie jaśniejącej jutrzence; kościół wypełniały wesołe słoneczne promienie, w powietrzu unosiły się przezrocze chmurki wonnych kadzideł, wszystko tchnęło białością jakby na tajemnicze niebiańskie ślubowiny. Dziecinne głosy chórów zawodziły przeczyste pienia, wzmagające się w hymn radosny, upający serca nadzieją szczęścia. Marta unieść się dała głębszej jeszcze rozkoszy, aniżeli było jej onegdajsze cierpienie ukrzyżowania. Wróciła do domu z twarzą pałającą, z oczyma błyszczącemi zachwytem. Wieczorem, przedłużyła zwykłe posiedzenie w pokoju stołowym, podczas którego mówiła z wielkiem ożywieniem. Gdy poszła na górę, zastała już męża w łóżku. Około północy, przeraźliwe krzyki znów wywołały popłoch w całym domu.
Onegdajsza scena powtórzyła się z tąż samą gwałtownością, tylko na pierwsze zawołanie połączone ze stukaniem do drzwi, Mouret natychmiast otworzył. Był w koszuli i twarz miał przerażoną. Marta jeszcze ubrana leżała na podłodze z twarzą zwróconą do ziemi i głośno szlochając, uderzała gło-