Strona:PL Zola - Podbój Plassans.djvu/451

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

spacerach ksiądz Faujas zechce jej towarzyszyć; tylko w tej nadziei zgodziła się iść za radą doktora, lecz proboszcz, nie odmawiając stanowczo, wymawiał się zawsze nawałem zajęć. Jeździła więc na spacer z panią Faujas, albo z Olimpią.
Pewnego razu woźnica skierował konie ku Tulettes, gdzie Macquart miał swoją posiadłość. Gdy Marta wraz z Olimpią przejeżdżały wzdłuż jego ogrodu, zobaczył je i zaczął wołać, stojąc na tarasie przed dworkiem ocienionym dwoma wyniosłemi morwami:
— A Mouret? Dla czego Mouret z tobą nie przyjechał?
Zatrzymał gwałtem powóz i długo trzeba było mu tłomaczyć, że Marta, będąc niezdrową, używa przejażdżki, lecz nie może pozostać u niego na obiedzie. Chciał koniecznie zabić kurczaka i upiec go na prędce.
— Kiedy nie chcesz go zjeść u mnie — rzekł wreszcie — to go sobie zabierzesz do Plassans. Zaraz go zabiję... za chwilę będę z powrotem.
Rzeczywiście wrócił prawie natychmiast i z tryumfującą, rozpromienioną miną położył ciepłe jeszcze kurczę na kamiennej płycie przed domem.
— No, cóż ty mówisz, czym nie prędko się załatwił?... Popatrz no, jaki tłusty!
W chwili, gdy zobaczył powóz Marty, wuj Macquart popijał białe wino w towarzystwie młodego człowieka w szarem odzieniu. Rozpoczęta butelka stała na kamiennym stole w cieniu morw, a przy