Strona:PL Zola - Podbój Plassans.djvu/447

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

się wzajemnie uprzejmością proboszcza, który tak pięknie umiał bawić wyborowe koło gości.
— To zaraz można poznać — mówiła kucharka — że nasz ksiądz proboszcz zna się na ludziach i potrafi sobie dobierać znajomych. Niechajno pani patrzy jak się ładnie ukłonił panu podprefektowi! Co do mnie, o to wolę urodę naszego księdza proboszcza, chociaż tyle osób zachwyca się pięknością podprefekta. Ja nie mówię, żeby on był brzydki, owszem, ładny z niego pan, ale nasz ksiądz proboszcz jest ładniejszy... Dla czego pani tam do nich nie pójdzie? Ja na pani miejscu przywdziałabym materyalną piękną suknię i poszłabym zasiąść pomiędzy nimi. Przecież pani jest matką księdza proboszcza, więc się pani to należy...
Stara chłopka ruszyła ramionami i rzekła:
— Wiem dobrze, iż on się mnie nie wstydzi., Ale jabym się bała mu przeszkadzać... Wolę patrzeć na niego zdaleka, nie będąc widzianą.. To mi sprawia więcej przyjemności...
— Jaka pani musi być dumna z takiego syna! Bo takiego jak on człowieka, to ze świecą szukać drugiego! On w niczem nie jest podobny do naszego pana, który, żal się Boże... prawdę rzekłszy, jest do niczego. Przecież ta furtka, przez którą teraz przechodzi tyle strojnego państwa, była na głucho zabita niewiedzieć przez jak długo! Nigdy nikt nie przychodził do nas z wizytą, nikogo nie prosił nasz pan na obiad, ogród stał pusty, że aż strach było pomyśleć, by chodzić po nim o zmierz-