Strona:PL Zola - Podbój Plassans.djvu/41

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

zamykano drzwi i okien, wychodzących na ogród. Słysząc rozpamiętywania, głośno czynione przez swego pana, rzekła:
— A ja wiem, gdzie oni jedli.
Mouret zwrócił się żywo ku niej, pytając:
— Zkąd wiesz?... jakim sposobem?
— Dopiero co poszłam znów na górę, chcąc ich zapytać, czy czego nie potrzebują. Ale nie słysząc najmniejszego szelestu, nie śmiałam pukać do drzwi, bo myślałam, że się już położyli. Pragnąc się przekonać, spojrzałam przez dziurkę od klucza...
— Różo! jak mogłaś uczynić coś podobnego! Ależ to szkaradnie z twojej strony — zawołała surowo Marta. — Czyliż nie wiesz, że tego nie lubię, wszak nieraz ci to mówiłam...
— Daj pokój Róży — przerwał Mouret, który w każdej innej okoliczności byłby się oburzył postępkiem podglądania pod drzwiami, tym razem wszakże ciekawość wzięła górę i byłby rad pochwalić niedyskretność Róży. Zwrócił się więc do niej i zapytał z zajęciem:
— Więc patrzałaś przez dziurkę od klucza?
— Tak. Ale zrobiłam to dla ich dobra.
— Najzupełniej ci przyznaję, że byłaś powodowana chęcią przysłużenia się im w razie potrzeby. Ale cóż zobaczyłaś?... Czy dobrze pamiętasz?... Mów... Cóż oni robili?...
— Jedli, proszę pana. Tak jedli. To jest rzeczywista prawda. Jedli, siedząc na sofie, którą